Wywiad tygodnia

Siostra Ewa Talarowska, fot. Andrzej Goiński
Siostra Ewa Talarowska, fot. Andrzej Goiński

Treściwa zupa i dobre słowo

Rozmowa z siostrą Ewą Talarowską, kierującą Kuchnią Św. Brata Alberta w Bydgoszczy, która jest jednym z beneficjentów tegorocznego Marszałkowskiego Balu Dobroczynnego

 

Kim są ludzie, którzy przychodzą do was na posiłki?

 

Główną grupę stanowią osoby bezdomne lub mieszkające w lokalach socjalnych, często zadłużonych. Zdecydowana większość boryka się z uzależnieniami, przede wszystkim alkoholizmem. Coraz więcej jest osób młodych, uzależnione od narkotyków. Przychodzą też emeryci, renciści, osoby niepełnosprawne, czasem rodziny, także ze środowisk inteligenckich, niezaradne życiowo. Większość osób korzystających z pomocy to mieszkańcy Bydgoszczy, kilka procent to bezdomni z całej Polski.

 

Staram się z nimi rozmawiać, oni tego potrzebują. Mówią o swoim życiu, rodzinie, pracy, zagubieniu życiowym. Bywa, że proszą o pomoc w znalezieniu pracy i zmianie swego życia, czasem chcą tylko skorzystać z telefonu. Proszą o odzież, obuwie, środki czystości, zimą koce i śpiwory, często też o suchy prowiant.

 

Kuchnia Brata Alberta w Bydgoszczy , fot. Andrzej Goiński

Kuchnia Brata Alberta w Bydgoszczy , fot. Andrzej Goiński

 

Ile posiłków dziennie wydajecie? Co siostra myśli o świecie, w którym tak wielu ludzi trafia na margines społeczeństwa?

 

Dziennie wydajemy około stu pięćdziesięciu posiłków, czasem więcej. Jest to zwykle „treściwa” zupa z pieczywem, ciasto, owoce, często też drugie danie z kawałkiem mięsa lub wędliny; do picia kawa, herbata, napoje, dodatkowo dość często suchy prowiant.

 

Dwa razy do roku organizujemy dla naszych podopiecznych rekolekcje, raz w tygodniu wspólną modlitwę różańcową, Koronkę do miłosierdzia Bożego, dla wszystkich chętnych. Modlitwa gromadzi zwykle czterdzieści-pięćdziesiąt osób. W Wigilię staramy się, by posiłek miał charakter tradycyjnej wieczerzy, w Wielkanoc świątecznego śniadania.

 

Zależy nam, by pomoc nie ograniczała się wyłącznie do zaspokojenia podstawowych potrzeb egzystencjalnych. Mamy ambicję, by było to coś więcej. Prowadzimy grupę wsparcia, w zajęciach której uczestniczy trzydziestka ubogich i bezdomnych. Warunkiem uczestnictwa jest zachowanie trzeźwości, a celem wspieranie wartościowych cech osobowości i budowanie pozytywnej samooceny. Udało się nam zorganizować na przykład cykl wykładów historii Polski, prowadzony przez wykładowców Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, oraz prowadzone przez teatrologa spotkania klubu filmowego; są też dyskusje na różne tematy i rozmowy indywidualne, projekcje kinowe, a latem wycieczki, piesze pielgrzymki i wspólne grillowanie w ogrodzie. Jedną z takich form pomocy jest też nasz wolontariat, dzięki któremu  łączymy potrzeby personalne placówki z osobistą, indywidualną terapią osób wykluczonych.  

 

Kuchnia Brata Alberta w Bydgoszczy , fot. Andrzej Goiński

Kuchnia Brata Alberta w Bydgoszczy , fot. Andrzej Goiński

 

 

Zdarza się, jeśli na obiad przyjdzie bardzo wielu potrzebujących, że dla kogoś z końca kolejki zabraknie posiłku. Dajemy wówczas jakiś suchy prowiant, herbatę – to, co mamy.

 

Bardzo mi żal tych ludzi, zwłaszcza tych, którzy cierpią nie z własnej winy. Bardzo by chcieli zmienić swoje życie, ale brakuje im sił – brakuje też domów dla nich i specjalistów, którzy mogliby im pomóc. Oni bardzo nas potrzebują – potrzebują człowieka, który by im pomógł.

 

Z czego utrzymuje siostra kuchnię?

 

Z różnych źródeł – daje wojewoda, a ostatnio także Urząd Marszałkowski, mamy skromne własne środki zgromadzenia i ofiary prywatnych darczyńców. Doraźnie możemy też liczyć na wsparcie w postaci mięsa i innych produktów spożywczych oraz środków czystości. Czasem nie ma innego wyjścia i trzeba iść prosić o takie rzeczy do jakiegoś sklepu czy hurtowni. To psychicznie kosztuje, ale nie prosimy przecież dla siebie.

 

Kuchnia Brata Alberta w Bydgoszczy , fot. Andrzej Goiński

Kuchnia Brata Alberta w Bydgoszczy , fot. Andrzej Goiński

 

 

Nasza kuchnia dla ubogich to dzieło Boże. Wiele razy byłam gotowa uznać, że pozostaje nam jedynie modlitwa i ufność, że Pan Bóg jakoś zaradzi. Bywało tak już nie raz, musiałyśmy jednak wcześniej uczynić wszystko, co w naszej mocy.

 

Czy to trudno obcować na co dzień z ludźmi, którzy być może stracili już nadzieję?

 

Początkowo było mi trudno, ale teraz idę już do nich z radością. Jeśli pracuje się z nimi odpowiednio, długo otwierają się, mają potrzebę porozmawiania. Wiadomo, że nie we wszystkim jesteśmy w stanie im pomóc. Pozostaje życzliwe słowo, uśmiech. Człowiekowi czasem wystarczy, że podzieli się z kimś swoimi problemami, że ktoś go wysłucha.

 

To daje mu poczucie, że jest dla kogoś ważny, ktoś go zauważa, czasem docenia.

 

Kuchnia Brata Alberta w Bydgoszczy , fot. Andrzej Goiński

Kuchnia Brata Alberta w Bydgoszczy , fot. Andrzej Goiński

 

 

16 stycznia 2017 r.