Wywiad tygodnia

Katarzyna Rodziewicz, fot. Tymon Markowski dla UMWKP
Katarzyna Rodziewicz, fot. Tymon Markowski dla UMWKP

Dwór Unrugów, dwór Rodziewiczów

Rozmowa z Katarzyną Barbarą Rodziewicz, właścicielką dworu w Sielcu w powiecie żnińskim, za odrestaurowanie obiektu wyróżnioną marszałkowskim Hereditas Saeculorum

 

Prosimy o dwa słowa na temat historii i wartości historycznej dworu. Kim byli jego ostatni przedwojenni właściciele?

 

Dwór Marzeń (pełna nazwa to Zespół dworsko-parkowy Dwór Marzeń z Izbą Admiralską w Sielcu) jest dworem polskim o skromnych cechach klasycystycznych, pochodzącym z przełomu XVIII i XIX wieku. Do czasów współczesnych przetrwał jako dom piętrowy, murowany, na kamiennym cokole, z alkierzem z początku XIX wieku. Budynek posadowiony jest w 12-hektarowym parku krajobrazowym. Urody i powagi miejscu dodaje 21 pomników przyrody (m.in. lipy drobnolistne, dęby szypułkowe i bezszypułkowe, mandżurskie, klony-jawory, czerwony buk, platan, wiązy), kilka hektarów Hedera helix (bluszczu zimozielonego), który wspiera się na starodrzewie, oraz dworska nekropolia z 11 grobami. Spoczywają tu m.in. rodzice admirała [Józefa] Unruga [twórcy legendy polskiej marynarki wojennej], jego stryj Henryk i hrabia Adolf Potworowski.

 

Park daje schronienie sarnom, dzikom, lisom i jastrzębiom. Oko w oko można tu stanąć z wiewiórką, jeżem czy bocianem. Kuny i borsuki to także nasi sąsiedzi. Latem niezliczona liczba parkowych śpiewaków zachęca do słuchania wyjątkowych koncertów. Szczególnie lubię nocne trele lulka. To wyjątkowy ptak. W nocy śpiewa, w dzień śpi. Poranek ze skowronkiem czy awantura srok – to są wyjątkowe chwile i obrazy.

 

Katarzyna Rodziewicz w Sielcu, fot. Tymon Markowski dla UMWKP

Katarzyna Rodziewicz w Sielcu, fot. Tymon Markowski dla UMWKP

 

Do wybuchu II wojny światowej dwór należał do rodziny Unrugów. Z tego znamienitego gniazda wywodzi się wiceadmirał Józef Unrug, dowódca Floty Marynarki Wojennej w II RP, jej legendarny współzałożyciel, obrońca Helu w czasie kampanii wrześniowej 1939 roku, charyzmatyczna postać, założyciel i jedyny do wybuchu wojny komandor Yacht Klubu Polskiego Gdynia, założyciel Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej (dziś się w Ustce). Rodzicami admirała byli Saksonka Isydora von Bünau Unrużyna, dama honorowa księżnej Karolowej, ojcem natomiast pruski generał-major, adiutant księcia Karola Pruskiego, brata króla Wilhelma I, późniejszego cesarza. (…)

         

Od pierwszego dnia, kiedy „spojrzałam głęboko w oczy” Sielcowi, cały czas się zastanawiam, czy admirał Józef Unrug, mój duchowy antenat, będzie moim aniołem stróżem, obecnym w każdej chwili naszego dźwigania świetności przeszłości. Zaczęłam zgłębiać literaturę by dowiedzieć się jak najwięcej o człowieku, którego rodzinny dom teraz jest moim rodzinnym gniazdem. Byłoby niegodziwością mieszkać w domu, oddychać tym samym powietrzem, zachwycać się duchami przeszłości i zapomnieć o człowieku, dzięki któremu możemy dziś mówić po polsku, być dumnymi z historii polskiej marynarki wojennej, czerpać [z niej] wzorce do kształtowania postaw.

 

(…) Mój dziadek, artylerzysta porucznik Aleksander Bychowski, był więźniem w tym samym oflagu Murnau VII A, w którym więziony był Józef Unrug. (…)

 

Katarzyna Rodziewicz w Sielcu, fot. Tymon Markowski dla UMWKP

Katarzyna Rodziewicz w Sielcu, fot. Tymon Markowski dla UMWKP

 

Jak pani do Sielca trafiła?

 

Obecny Sielec jest mocno zapomnianą popegeerowską wsią. Niemniej historia tego miejsca liczy dziesięć wieków, a zapisały ją losy ciekawych i niepospolitych ludzi.  Przed blisko dziewięciuset laty, w 1136 roku, wieś wymieniona została w bulli papieża Innocentego II (jako Stilche), gdy ziemie te wchodziły w skład tzw. klucza żnińskiego. Z Sielcem na przełomie wieków związały się nazwiska Witosławskich herbu Prawdzic, Łochińskich herbu Jelita, Gozimirskich  herbu Bończa, Bronkowskich, Potworowskich herbu Dębno oraz Unrugów herbu Lew. (…)

 

Kiedy przed laty w ramach akcji „Galeria powiatów” pokonywałam z mikrofonem Polskiego Radia PiK urokliwe przestrzenie naszego województwa, drogi skierowały mnie na Pałuki. Trafiłam do ludzi, którzy mnie tu przywieźli, pokazali i odjechali. W emocjonalnej gorączce, po powrocie do domu, po długich, nocnych rozmowach, po ważeniu słów – i tego ile, czego, jak i po co – podjęliśmy decyzję i wyzwanie. (…)

 

Katarzyna Rodziewicz w Sielcu, fot. Tymon Markowski dla UMWKP

Wnętrza dworu w Sielcu, fot. Tymon Markowski dla UMWKP

 

 Gdy mnie pytają jak było na początku, odpowiadam: jak Wrocław w 1945 roku. Pod koniec II wojny światowej i po jej zakończeniu we dworze mieścił się szpital. Potem były tu biura i ochronka dla dzieci, pomieszkanie dla licznej rzeszy repatriantów ze wschodu, mieszkania dla robotników PGR-u oraz dla przyjezdnej kadry i robotników spółdzielni. W murach tego domu pozostały również echa szkolnych lekcji, wiejskich dyskotek, kina objazdowego, sylwestrowych tańców i swawol. (…)

 

Każdy musi mieć swoje miejsce na ziemi. (…) Moi antenaci… Nikt ich nie pytał, czy życzą sobie w 15 minut „przemeblować” swoje życie, czy chcą by im Stalin z Hitlerem przestawiali granice. Czułam i do dziś czuję wewnętrzny imperatyw, by im, ich duchom, duchom z przeszłości, choć w namiastce to zrekompensować. Poza tym lubię historię. Bez niej nie ma teraźniejszości, bez niej wreszcie nie ma przyszłości. Oboje z mężem dobrze czujemy się takim klimacie.

 

Katarzyna Rodziewicz w Sielcu, fot. Tymon Markowski dla UMWKP

Wnętrza dworu w Sielcu, fot. Tymon Markowski dla UMWKP

 

Skąd inspiracja, by część domu udostępniać zwiedzającym?

 

Inspiruje mnie wszystko, co wyrasta ponad wysokość trawy. Polska literatura, polska tradycja to rozległy wachlarz inspiracji, to asumpt do działania. Modus vivendi to to, by między gwiazdką a krzyżykiem, które nam ktoś na tabliczce w ostatnią drogę napisze, by między nimi było coś, co wypełni tę przestrzeń. Jedzenie, picie, pranie, chodzenie do pracy nie czynią nas nikim wyjątkowym. To, co sprawia, że ma się poczucie spełnienia musi mieć temperaturę, barwy, musi być soczyste. Zapewne pamięta pani przypowieść o talentach. Skoro dane było nam otrzeć się o taką historię, mając w zanadrzu także i coś własnego …

 

Dlatego Dwór Marzeń jest niczym dwór w „Panu Tadeuszu”. Zdrożony może tu szukać wytchnienia, ciekaw przyrody jej piękna i zdrowia, głodny wspomnień i wzruszeń namacalnie doświadczyć pięciuset eksponatów związanych z osobą admirała. Gdy turysta zapragnie się rozgrzać, zawsze proponuję herbatę sielską (herbata i zioła wprost z natury, na wyciągnięcie ręki) i kawę admiralską. Dworska Komora gromadzi konfitury i syropy. (…)

 

Ceremonia wręczenia marszałkowskich medali Hereditas Saeculorum, fot. Mikołaj Kuras

Ceremonia wręczenia marszałkowskich medali Hereditas Saeculorum, fot. Mikołaj Kuras

 

W naszym muzeum można także przeżyć podróż do przeszłości zapisanej fonograficznie. Ponieważ drugą moją namiętnością jest radio, mamy kolekcję starych urządzeń do utrwalania i przenoszenia dźwięku. Radio z okresu propagandy PRL i propagandy goebbelsowskiej, warsztat reportażysty czyli zabytkowy stół montażowy, patefon na korbę z tubą dźwiękową w kształcie nenufara to tylko niektóre eksponaty.

 

Jak do nas trafić? Wystarczy obrać azymut na Żnin. Na zachód od niego, w odległości 11 kilometrów, jest Sielec. Nieopodal równie historyczna wieś Paryż z historią dawnego właściciela, hrabiego Aleksandra Guttrego. Na stronie www.dwormarzen.proste.pl znajdą państwo mapkę, trasa przebiegnie jak po sznurku.

 

Jak się mieszka w takim miejscu?

 

Jak w domu, tylko trochę większym. (…) Czasami zlatują się tu ułani, miłośnicy starej motoryzacji, florystki. Bardzo lubię, gdy trafiają tu goście, którzy stawiają przede mną wyzwania. (…)

 

Ceremonia wręczenia marszałkowskich medali Hereditas Saeculorum, fot. Mikołaj Kuras

Ceremonia wręczenia marszałkowskich medali Hereditas Saeculorum, fot. Mikołaj Kuras

 

Czy liczy pani na jakieś publiczne wsparcie, które pomogłoby utrzymać obiekt w dobrym stanie w przyszłości? Jak mógłby wyglądać system wspierania?

 

Tato nauczył mnie: umiesz liczyć, licz na siebie. Jednak gdyby obywateli, społeczników, którzy mają inicjatywę, malutką osobistą potrzebę bycia mecenasami dziedzictwa i tradycji Polski, którzy ocalają od zapomnienia to, co stanowi dziś o naszej dumnej przeszłości i historii, wówczas dużo łatwiej i ofiarniej chciałoby się chcieć

 

Przypomnę za Maciejem Rydlem: z 15 tysięcy dworów i pałaców w przedwojennej Polsce do dziś zachowało się około tysiąca, z których tylko nieliczne zachowały pierwotny charakter i architekturę. To jest ostatni dzwonek [by coś zrobić], żeby buldożery nie wjeżdżały na gruzowiska polskiego dziedzictwa.

 

Gdyby takich jak ja traktowano tu podobnie jak inne podmioty – stowarzyszenia, fundacje, samorządy – i pozwolono tak samo czerpać z rogu obfitości różnych wsparć i funduszy, wówczas dziedzictwo wieków byłoby prawdziwym dziedzictwem. Jeśli nie ocalimy pamiątek przeszłości, nie będzie żadnego fundamentu. A bez niego nawet i spiżowa brama nie dostoi choćby i ćwierci wieku.

 

Wspierając można [oczywiście w umowach] zawarować określone warunki, cele, terminy, konkretne działania i [klauzule dotyczące zwrotu pieniędzy w przypadku ich niedotrzymania]. (…) Państwo ponosi dużo mniejsze koszty utrzymania obiektu, gdy ten ma prawdziwego właściciela. „Nasze, czyli niczyje” już przerabialiśmy. (…)

 

28 października 2016 r.