Wywiad tygodnia

Piotr Koziej
Piotr Koziej

Bez przyzwolenia na szarzyznę

Rozmowa z Piotrem Koziejem, architektem, sekretarzem i członkiem jury w marszałkowskim konkursie na dostępny dom jednorodzinny wpisujący się w krajobraz i tradycję Kujaw i Pomorza 

 

Pierwszy konkurs architektoniczny, ogłoszony wspólnie przez samorząd województwa kujawsko-pomorskiego oraz oddziały bydgoski i toruński Stowarzyszenia Architektów Polskich, został właśnie rozstrzygnięty. Co można powiedzieć o projektach które wpłynęły?

 

Konkurs wpisuje się, z jednej strony, w cykl  lokalnych działań w sferze poszukiwania tożsamości terytorialnej, a z drugiej w propagowanie rozwiązań oszczędzających energię i promujących jej odnawialne źródła. Nadrzędnym jednak celem było stworzenie wizji  współczesnego domu rodzinnego, wyrastającego z tradycji regionalnego budownictwa wiejskiego na terenie województwa kujawsko-pomorskiego. Wpłynęło aż 129 projektów, w tym tylko 10 od studentów studiów architektonicznych pierwszego stopnia (studenci studiów magisterskich mieli prawo uczestniczyć w konkursie dla architektów). Prace pochodziły praktycznie z całej Polski, pojawiła się nawet jedna z Francji. Uczestniczyli też w konkursie przedstawiciele naszego województwa, ale niestety bez sukcesu. 

 

Projektowane domy miały z założenia  być współczesne, ale też nawiązywać do tradycji. Moim zdaniem ten drugi element został przez uczestników przewartościowany. Czy to dobrze, czy źle? Zobaczymy jak ocenią to potencjalni inwestorzy – czy wybiorą domy tradycyjne, czy może te z bardziej nowoczesną formą. [Generalnie] projekty są do siebie dość podobne. Samoograniczenia uczestników, związane z poszanowaniem tradycji i wymogami energooszczędności, zmniejszyły, moim zdaniem, kreatywność architektoniczną. Jak wszędzie i we wszystkim, w architekturze też mamy pojęcie „mody”. Tylko że niemodne już ubranie wyrzucamy, a niemodny dom będzie kłuł nas długo w oczy. Stąd ta ucieczka w stronę tradycji. Dość duża liczba prac, które wpłynęły na konkurs wynika z różnych przyczyn.

 

Piotr Koziej

 

Ta duża liczba prac, wynikająca między innymi z bardzo przyjaznego regulaminu konkursu, z jednej strony bardzo mnie cieszy, ale z drugiej martwi, że 90 procent uczestników konkursu wykonało projekt za darmo. A to przecież ich zawód.

 

Zaskoczyło mnie bardzo powierzchowne potraktowanie zadania konkursowego polegającego na zaprojektowaniu układu, zespołu domów. W niewielu pracach ten problem został rozwiązany. A [przecież właśnie] to stanowi o jakości tkanki urbanistycznej, o przyszłych relacjach międzyludzkich w przestrzeniach, w których urbanista przewidział [lub też nie przewidział] elementy pomagające tworzyć lokalne społeczności. Kiedyś były to kapliczka, plac przed remizą czy karczma – tam się toczyło życie społeczne, tam były miłości, emocje. Dziś w nowych osiedlach domów jednorodzinnych każde dziecko bawi się w swojej piaskownicy. A to nie wróży nic dobrego, to zostaje na całe życie.

 

Pierwszą nagrodę w konkursie głównym zdobył katowicki zespół Ostrowski Architektura, uzyskując wysokie noty za współczesny wyraz tradycyjnej formy, pasywne rozwiązania w dziedzinie oszczędności energetycznej i zastosowanie tradycyjnych materiałów. Proszę opowiedzieć coś więcej o tym domu. Czym ujął jurorów?

 

Jurorzy, oceniając projekty i nagradzając je, mają bardzo odpowiedzialne zadanie. Często ich werdykty dopiero po czasie stają się powszechnie zrozumiałe. Jakość architektury weryfikuje czas – to najważniejszy juror. Czas pokaże które z rozwiązań tak strasznie modnych wczoraj będą modne też jutro.

 

Czy dom laureata naszego konkursu jest piękny? Jeżeli znajdzie się inwestor który go zbuduje i po dwudziestu latach mieszkania w nim powie, że mu się dobrze mieszka i nie chce się z niego wyprowadzać – to potwierdzi się sukces architekta.

 

Piotr Koziej

 

Sił w konkursie próbowali też studenci. Jaki jest poziom tych prac? Czy pod względem nowatorstwa formy, pomysłowości przebijają prace uznanych starszych kolegów po fachu?

 

Starsi koledzy [studentów architektury] są bardziej pragmatyczni. Mają większe doświadczenie w kontaktach z potencjalnymi inwestorami, wykonawcami, procedurami, lepiej znają oczekiwania przyszłych mieszkańców. I znają skutki nieuzasadnionej ekstrawagancji. Ale to prowadzi często niestety do mentalnych ograniczeń. Studenci tego nie mają, a przynajmniej nie powinni. Stąd ich prace powinny być bardziej śmiałe, bardziej poszukujące.

 

[Tymczasem] nasi uczestnicy studenci zdają się twardo stąpać po ziemi.

 

Czy ten konkurs coś nam zmienia w sferze myślenia o planowaniu krajobrazu i przestrzeni publicznej? Czy może być punktem w którym rozpoczyna się jakiś estetyczny przełom?

 

Organizowanie konkursów architektonicznych to poszukiwanie efektów działań odbiegających od utartych schematów. Propagowanie wartościowej architektury jest działaniem którego efekty nie są może od razu widoczne, lecz w dłuższej perspektywie ma to wymierny efekt przekładający się na wzrost wartości inwestycji, wzrost wartości terenu, nowe inwestycje, nowe obiekty, nowe miejsca pracy, zwiększenie się ruchu turystycznego etc. Popatrzmy na bliższych i dalszych sąsiadów. Nowo wzniesione tam obiekty – powstałe w wyniku konkursów architektonicznych – stają się symbolami miast, magnesem dla turystów, zaczynem do rewitalizacji otoczenia. A człowiek  żyjący w lepszej architekturze sam staje się lepszy.

 

Pokazywanie tego co dobre i wartościowe jest szalenie ważne. Szczególnie przy zalewającej nas tandetnej zabudowie, degradacji miejskiego krajobrazu, przy braku jakiejkolwiek edukacji architektonicznej, przy decyzjach wpływających na przestrzeń miasta podejmowanych często ani nie w interesie przestrzeni, ani też w interesie miasta.

 

Historię miast tworzyli ludzie. Dziś pokazują ją pozostałe po nich budynki. Były one zawsze wyrazem czasów w jakich powstawały, odzwierciedleniem epoki, pozycji i zamożności inwestora, jego stosunku do życia, do sztuki. Inwestor to ten, kto jest inspiratorem nowego. Zachęcajmy go do rywalizacji, której beneficjentem będzie zawsze otaczająca nas przestrzeń.