Wywiad tygodnia

Fot. Andrzej Goiński dla UMWKP
Fot. Andrzej Goiński dla UMWKP

Moje Boże Narodzenia

Rozmowa z Seweryną Żwańską, torunianką, rówieśnicą Niepodległej (rok urodzenia 1915)

Rozmowa z Seweryną Żwańską, torunianką, rówieśnicą Niepodległej (rok urodzenia 1915), odznaczoną Medalem Marszałka Województwa Unitas Durat Palatinatus Ciuaviano-Pomeraniensis ze specjalnej edycji na stulecie odzyskania niepodległości.

Porozmawiajmy o Bożych Narodzeniach w pani życiu. Które zapamiętała pani szczególnie?

 

Najmocniej utkwiły mi w pamięci smutne święta 1939 roku, już po zakończeniu działań wojny obronnej. Mój mąż, zawodowy żołnierz, uczestnik kampanii wrześniowej, był gdzieś w niemieckim obozie. Wówczas nie wiedziałam nawet czy żyje. Byłam sama z małym dzieckiem, moja córeczka miała dwa latka. Spędziłyśmy te święta u mojej siostry na Podgórzu, z jej rodziną. Były dla nas wszystkich naprawdę trudne – puste miejsca przy stole, kartki na żywność. Śpiewaliśmy kolędy, łamiąc się opłatkiem życzyliśmy sobie przede wszystkim spokoju i tego, żeby nasi bliscy wrócili do domu. Myślami byłam przy mężu. Podgórz by odcięty od Torunia, oba mosty były zburzone, żeby się dostać do centrum miasta trzeba było przepłynąć promem Wisłę.

Pochodzę z Wielkopolski, w Toruniu mieszkam od 1933 roku. Zlikwidowałam mieszkanie, zostawiłam meble u rodziny na Podgórzu i pojechałam do rodziców na wielkopolską wieś. Przed wojną pracowałam w sklepie mojego brata ze szkłem i porcelaną na Starym Rynku, ale wówczas nie miałam już szans na tę posadę – rządzili Niemcy, oni przejmowali sklepy i co lepsze miejsca pracy. Wieś nie okazała się jednak dla nas bezpieczna. Po ledwie kilku dniach naszego tam pobytu gestapo wyrzuciło z domów wszystkich mieszkańców, wywożąc ich podstawionym pociągiem w nieznanym kierunku. Gospodarstwa przejęli Niemcy – wszystko zostało bardzo sprawnie zorganizowane. Mnie udało się przekonać gestapowca, że jestem tu gościem i mogę zabrać rodziców do Torunia. Tym bardziej, że oni swoje gospodarstwo sprzedali już wcześniej.

Fot. z archiwum domowego bohaterki wywiadu
Fot. z archiwum domowego bohaterki wywiadu

W Toruniu udało mi się zdobyć pracę u niemieckiej rodziny – ponieważ ładnie szyłam, zostałam ich prywatną krawcową. Dostałam 3 marki dziennie plus posiłki – byłam zadowolona. Ich służąca też była Polką z Torunia. Potem pracowałam jako krawcowa w koszarach – naprawiałyśmy koszule niemieckich żołnierzy, które, uprane, przychodziły z koszarowej pralni. Czasem udało się którąś wynieść pod płaszczem – sprzedawałyśmy to z sąsiadką na wsi, dostając w zamian jajka, masło. Takie rzeczy oszczędzało się potem na święta.

Na zdjęciu z innego wojennego Bożego Narodzenia stoi pani pod choinką z pięknie ubraną córką.

 

Zdjęcie zrobiono jeszcze podczas okupacji, w czterdziestym którymś roku. Mieszkaliśmy wszyscy, z moimi rodzicami, w jednym pokoju z maleńką kuchnią. Mama w tych warunkach gotowała, także świąteczne potrawy. Na tym zdjęciu, jednym z niewielu zrobionych w tamtym czasie, moja córeczka ma trzy albo cztery latka.

Mąż wrócił z obozu w 1945 roku, także na Gwiazdkę.

Fot. z archiwum domowego bohaterki wywiadu
Fot. z archiwum domowego bohaterki wywiadu

Jaka jest pani ulubiona kolęda?

 

„Wśród nocnej ciszy” i „Bóg się rodzi” – generalnie te stare, tradycyjne kolędy, nasze, polskie. Bardzo mnie wzruszają. W tym roku też będę je śpiewać. Mam przedwojenną książeczkę do nabożeństwa, dobrze wydaną, w której jest sporo takich pieśni. Obecne święta, choć Toruń bardzo kocham, spędzam u młodszej córki w Szczecinie.

Pochodzę z dość licznej rodziny, miałam pięciu braci i trzy siostry. Wszyscy już nie żyją. Dwaj najstarsi bracia brali udział w pierwszej wojnie światowej, służąc w armii niemieckiej. Nie było innej możliwości – Polska jako państwo wówczas nie istniała.

Teraz przygotowania świąteczne nie wymagają tak wielkiego trudu i nakładów czasu. Wiele kupuje się gotowych rzeczy, nawet pierniczki. Ja swoje dostałam od pana marszałka Całbeckiego, kiedy podejmował mnie i innych seniorów w Urzędzie Marszałkowskim podczas obchodów Narodowego Święta Niepodległości.

Fot. Andrzej Goiński dla UMWKP
Fot. Andrzej Goiński dla UMWKP

Moja młodsza córka ma dwie córki, obie są mężatkami, mają rodziny, dzieci – czyli mam już prawnuki. Lata robią swoje (śmiech). Urządzamy dużą rodzinną wigilię. Do stołu usiądzie co najmniej kilkanaście osób.

Druga córka, ta starsza, ta ze zdjęcia z choinką, mieszka w Warszawie. Ma 82 lata. Ona ma jednego syna, późno się ożenił, ma małe dzieci, chłopca i dziewczynkę, mają 4 i 7 lat. Wiele lat pracowała w biurze polskiego radcy handlowego w Rzymie.

Podzielę się z Państwem moim przepisem na bitą śmietanę bez śmietany. Dwa żółtka i szklanka soku z rabarbaru razem ubite – wychodzi piękna śmietana, śnieżnobiała. Zrobiłam ją na moje ostatnie okupacyjne imieniny do ciasta, które sama upiekłam. Wszyscy byli zaszokowani – skąd w tych trudnych czasach bita śmietana? Nikomu nie podpadła, wszystkim smakowało.

Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku!

Fot. Andrzej Goiński dla UMWKP
Fot. Andrzej Goiński dla UMWKP

21 grudnia 2018 r.