Wywiad tygodnia

Fot. z archiwum Leszka Szyszkowskiego
Fot. z archiwum Leszka Szyszkowskiego

Renoma budowana przez lata

Rozmowa z Leszkiem Szyszkowskim, dyrektorem sportowym Toruńskiego Klubu Kolarskiego Pacific Toruń.

 

Kolarki TKK Pacific w ostatnim czasie sięgają po liczne sukcesy. Można powiedzieć, że toruński klub dominuje w zmaganiach ogólnopolskich?

 

Karolina Kumięga wygrała wyścig ze startu wspólnego podczas Pucharu Polski w Zamościu, a na trzecim stopniu podium w tej kategorii znalazła się także Natalia Krześlak. W rywalizacji na czas triumfowała Aurela Nerlo, trzecia lokata przypadła Karolinie Kumiędze. Jako trener, który ma zawsze duży szacunek wobec rywali, nie posługuje się określeniem „dominacja”. Jesteśmy jednym z zespołów, który aspiruje do stania się zawodową ekipą. Jest to cel zarówno samych zawodniczek, jak i działaczy oraz innych osób pracujących w klubie. Dziś jednak jesteśmy solidnymi amatorami. Chociaż w wielu kwestiach nie odbiegamy od profesjonalistów.

 

Zawsze dążymy do postępu, powtarzalności oraz stabilności rozwoju kolarzy. Obecnie w TKK Pacificu flagowy jest projekt żeńskiej sekcji, działającej od 2013 roku. Jednakże szkolimy zarówno młode dziewczyny, jak i chłopaków. Przez lata wychowaliśmy rzesze utalentowanych zawodników o różnym umiejętnościach i predyspozycjach. Miałem też przyjemność przez dekadę pracować we Włoszech, gdzie mogliśmy rozwijać wiele toruńskich talentów.

 

Szczególnym wyróżnieniem dla każdego sportowca jest udział w olimpiadzie. Nasze środowisko – najpierw klub Agromel, potem Pacific, który jest jego kontynuatorem – może się pochwalić ośmiorgiem olimpijczyków. Także ja, jako trener polskiej narodowej kadry torowej średniego dystansu, miałem przyjemność i zaszczyt dostąpić takiego wyróżnienia – w 2008 roku uczestniczyłem w Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie.

 

Fot. z archiwum Leszka Szyszkowskiego
Fot. z archiwum Leszka Szyszkowskiego

 

Kolarstwo w grodzie Kopernika ma piękną i długą historię. Jak widzi pan jego przyszłość?

 

Udało się nam zbudować solidną renomę i mocną markę. Wszystko za sprawą wieloletniego wsparcia lokalnych oraz najlepszych profesjonalnych firm działających w Polsce i, przede wszystkim, władz wojewódzkich, miejskich, powiatowych i gminnych. Kluczem do tego sukcesu są pasja, bezinteresowność oraz to, że jesteśmy do dyspozycji klubu o każdej porze, nawet w święta.

 

Przed Toruniem widzę zatem dużą przyszłość, którą mógłby zniszczyć tylko kataklizm. Na dobrą sprawę wszystkie osoby, które działają dziś na rzecz kolarstwa w Toruniu, w mniejszym stopniu lub większym, przeszły przez ręce TKK Pacific. To nasza ciężka praca, która pozwoliła na wielopłaszczyznowy rozwój. Także systemowy, gwarantujący ciągłość rozwoju sportowcom. Na przestrzeni lat udało się nam powołać szkołę mistrzostwa sportowego, co pozwalało młodym kolarzom godzić edukację ze sportem. Ostatnio, dzięki staraniom środowiska sportowego i przychylności władz uczelni oraz pana prezydenta Michała Zaleskiego, na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika funkcjonuje program „Kariera dwutorowa student-sportowiec” [stwarzający warunki do łączenia sportu z nauką akademicką – red. Wywiadu tygodnia]. Funkcjonuje to w świetny sposób.

 

Fot. z archiwum Leszka Szyszkowskiego
Fot. z archiwum Leszka Szyszkowskiego

 

Czy w pana opinii Kujawy i Pomorze, a zwłaszcza okolice Torunia to rejony sprzyjające uprawianiu kolarstwa szosowego?

 

Są niesamowicie korzystne. Dzięki aktywności ludzi jeżdżących na rowerach oraz wspierających ich zawodowców władze lokalne zadbały o promocję i rozwój bezpiecznych,  nowoczesnych ścieżek rowerowych. We współpracy z samorządami lokalnymi w województwie kujawsko-pomorskim powstaje siatka ścieżek i tras z prawdziwego zdarzenia. Są one położone wśród malowniczych krajobrazów. Dla nas, dla wyczynowego kolarstwa, nie stanowią bazy treningowej, gdyż na takich trasach ciężko jest przećwiczyć wiele szyków występujących podczas wyścigów.  

 

W naszym regionie przez lata działało wiele sekcji i podsekcji kolarskich. Z biegiem lat zaczęły powstawać uczniowskie kluby sportowe, a od niedawna także liczne szkółki. Odbywają się cykle startów, m.in. liga dla najmłodszych. Przynosi to efekty i poprawia zainteresowanie naszą dyscypliną wśród młodzieży. Pozytywnym zjawiskiem są całe rodziny wsiadające na rowery. Poprawia to kondycję i zdrowie w naturalny sposób. Kiedy wyruszamy na ścieżki pełne rodziców i dzieci, możemy się tylko cieszyć. Kolarstwo szosowe potrafi być także czynnikiem motywującym władze lokalne do inwestowania w drogi. Ma to miejsce m.in. w Golubiu-Dobrzyniu, gdzie od lat organizujemy wyścigi w pięknych okolicznościach przyrody.

 

Fot. z archiwum Leszka Szyszkowskiego
Fot. z archiwum Leszka Szyszkowskiego

 

Spod pana ręki wyszło wielu wybitnych kolarzy, m.in. były mistrz świata Michał Kwiatkowski. Jakie cechy tego zawodnika zdecydowały, pana zdaniem, o jego sukcesach?

 

Po Michale od razu było widać, że posiada predyspozycje do wielkich sukcesów. Postanowiliśmy otoczyć go szczególną opieką, proponowałem to trenerom prowadzącym Michała w kolejnych kategoriach wiekowych. Był bardzo konsekwentny i sumienny w realizowaniu założeń i wspólnie ustalonych celów. Nie tylko nas słuchał, ale także ambitnie działał. Jako anegdotę mogę przedstawić sytuację, kiedy 1 listopada jechałem samochodem na groby bliskich. Po drodze minąłem wówczas Michała Kwiatkowskiego, który zawzięcie odbywał trening. Miał to coś, (…) walczył do końca. Jest bardzo wszechstronnym i kompletnym zawodnikiem. Potrafił osiągać sukcesy nawet w kolarstwie torowym i przełajowym, i to bez szczególnych przygotowań.

 

Fot. z archiwum Leszka Szyszkowskiego
Fot. z archiwum Leszka Szyszkowskiego

 

21 maja 2021 r.