Ostatni dzwonek - wywiady

Prof. dr hab. Jacek Kubica
Prof. dr hab. Jacek Kubica

Prof. dr hab. Jacek Kubica

Prof. dr hab. Jacek Kubica – lekarz, klinicysta, kierownik Katedry Kardiologii i Chorób Wewnętrznych CM UMK, Prorektor ds. Badań Naukowych UMK (w latach 2016-2020). Zajmuje się kardiologią interwencyjną, leczeniem chorych z ostrymi zespołami wieńcowymi oraz niewydolnością serca. Autor licznych publikacji naukowych. W czasie pandemii kierował jednym z oddziałów covidowych w Szpital Uniwersyteckim nr 1 im. dr. A. Jurasza w Bydgoszczy.

Dorota Kowalewska: Panie profesorze, SARS-Cov-2 nadal jest niebezpieczny?

Prof. dr hab. Jacek Kubica – Covid-19, czyli choroba wywoływana przez wirus SARS-Cov-2 jest nadal dla nas pewną zagadką. Codziennie dowiadujemy się więcej na temat działania wirusa i szkód, jakie może wyrządzić w organizmie. Na szczęście, wiemy już dużo więcej niż na początku pandemii. To ta wiedza daje nam szansę na powrót do życia, jakie znaliśmy przed pandemią.

 

Co już wiemy na temat wirusa?

– To wirus należący do grupy koronawirusów, który może wywołać między innymi ciężkie zapalenie płuc i zespół ostrej niewydolności oddechowej, wymagające zastosowania wentylacji mechanicznej. Podobnie, jaki inne wirusy z tej grupy, przenosi się drogą kropelkową. Podobnie, jak znane nam wirusy grypy, mutuje. Oznacza to, że niektóre mutacje mogą skutkować jedynie pogorszeniem samopoczucia, inne być bardzo groźne. Ponadto, każdy pacjent też inaczej może zareagować na infekcję. Jeden łagodnie, u innego ta sama mutacja wirusa poczyni spustoszenie w organizmie. I, co jeszcze poważniejsze, może doprowadzić do powstania trwałych uszkodzeń w narządach wewnętrznych.

 

 

Przez te ostatnie miesiące prowadziliście innowacyjne badania nad lekami, które mogą pomóc chorym.

Tak. I wyniki tych badań są, według mnie, bardzo obiecujące. Myślę, że warto jest opowiedzieć, dlaczego tak właśnie jest, ponieważ jest to dość ciekawa historia.

Już wiele lat temu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała, że tylko kwestią czasu jest pojawienie się groźnego wirusa, który wywoła pandemię. Od razu obalę wszystkie teorie spiskowe. Nikt tego wirusa nie „produkował”, ani nie szukał, aby wypuścić w świat. Obserwacje i badania statystyczne wskazywały na to, że pandemia się pojawi. Na nasze szczęście, i mówię to bez ironii, pojawił się wirus dość groźny (SARS-Cov-2), ale nie aż tak groźny, jaki inne wirusy z tej rodziny. Gdyby wirus wywołujący chorobę COVID-19 był bardziej zjadliwy, to śmiertelność mogłaby być wielokrotnie większa nie tylko z powodu ciężkiego przebiegu choroby, ale także z powodu załamania się systemu opieki zdrowotnej. Niewiele nam do tego stanu brakowało.

Wracając do naszych badań. WHO uznało, że pandemia się pojawi, więc trzeba być na nią przygotowanym. Zakładano, że w pierwszej fazie pandemii nie będzie czasu na tworzenie leków, a szczepionki jeszcze nie będą dostępne. Od lat badano więc leki, które istnieją i oceniano ich potencjał w zwalczaniu wirusów.

Badania były prowadzone na hodowlach komórkowych. Okazało się, że niektóre ze znanych, od lat stosowanych leków (czasami na inne choroby), hamują przenikanie wirusa do komórki. Nie niszczą samego wirusa, ale nie pozwalają mu przedrzeć się przez ścianę komórki. Oznacza to, że wirus nadal w organizmie istnieje, ale nie wyrządza wielkich szkód. Natomiast inne leki mogą się okazać przydatne do ograniczania nadmiernej odpowiedzi zapalnej organizmu – tzw. burzy cytokinowej.

Oczywiście badania były prowadzone z innymi, znanymi wtedy wirusami. Jednak wiedzieliśmy, że mechanizmy działania niektórych wirusów są podobne i jest szansa, że jeśli lek działa na kilka podobnych wirusów, zadziała też na kolejne, które się pojawią.

Tyle historia, chociaż wcale nie tak odległa. Gdy pojawił się SARS-Cov-2 zauważyliśmy, że u niektórych pacjentów uszkadza on mięsień sercowy. Prowadzi do powstawania ognisk martwicy (tak, jak w zawale) lub rozsianej martwicy komórek mięśnia sercowego. Oba działania są bardzo niebezpieczne i zwiększają ryzyko zgonu.

 

 

Kierowałem w tym czasie oddziałem covidowym w Szpitalu Uniwersyteckim nr 1 im. dr. A. Jurasza w Bydgoszczy. Po uzyskaniu zgody Komisji Bioetycznej rozpoczęliśmy badanie nad wpływem dwóch substancji (amiodaronu i werapamilu). Badanie to w całości zostało sfinansowane przez nasz Uniwersytet. Oba stosowane leki cechowały się dużą skutecznością we wcześniejszych badaniach na hodowlach komórkowych.

Każdy pacjent przyjmowany na oddział miał oznaczane biomarkery sercowe. To podstawowe badanie, jeśli podejrzewamy zawał mięśnia sercowego. I od razu, na samym początku hospitalizacji pacjentom, którzy spełniali kryteria włączenia do naszego badania, proponowaliśmy udział w tym projekcie. Tym, którzy wyrazili zgodę profilaktycznie podawany był jeden z wymienionych powyżej leków.

Badanie było wykonywane zgodnie ze wszystkimi standardami badań klinicznych. Protokół badania jest do wglądu na stronie ClinicalTrials.gov. Pierwsze wnioski są bardzo optymistyczne. Ustaliliśmy, że leki te działają kardioprotekcyjnie. Przekładając to na potoczny język – chronią mięsień sercowy przed martwicą.

Badanie trwa, a jego pierwsze wyniki powinny być lada chwila opublikowane.

Jesteśmy przekonani, że wczesne zastosowanie któregoś z tych leków może się przyczynić do poprawy skuteczności leczenia pacjentów z COVID-19.

 

Na całym świecie ośrodki akademickie zajmują się takimi badaniami. Wspaniale, że również CM UMK jest w tym gronie.

Prowadzimy jeszcze jedno badanie. Według mnie, może nawet ważniejsze. U pacjentów ciężko chorych – z burzą cytokinową stosujemy pewne (znane od lat) leki przeciwlipidowe. Zauważyliśmy wyraźny spadek śmiertelności w grupie otrzymującej ten lek. Najważniejszym ograniczeniem tego projektu jest relatywnie mała grupa pacjentów, których włączyliśmy do badania. Niestety, czynnikiem blokującym to badania są pieniądze. Pomimo naszych próśb nie dostaliśmy wsparcia finansowego, o które wnioskowaliśmy do Ministerstwa Zdrowia. Mam jednak nadzieję, że uda się przeprowadzić ten projekt, który także jest dostępny na stronie ClinicalTrials.gov, zgodnie z planem.

 

 

Rozmawiamy o lekach. Jednak mamy przecież szczepionki.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu byliśmy bezsilni wobec wielu chorób. Dzisiaj czasami nie chcemy skorzystać z siły, którą mamy do dyspozycji. Jestem zdumiony, że są osoby, które nie chcą się zaszczepić przeciw Covid-19. Ryzykując nie tylko zdrowie, ale często nawet życie.

Czy szczepienia są ryzykowne? Każde działanie jest ryzykowne. Wsiadając do samochodu, możemy mieć wypadek. Jednak objawy niepożądane, takie jak gorączka, bóle mięśni itp. są niczym w porównaniu z walką o życie pod respiratorem. Zakażenie SARS-Cov-2 dla każdego jest o wiele bardziej niebezpieczne, niż zaszczepienie się.

Poza tym, jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale też za innych.

 

Uważa Pan, że wszyscy powinni się zaszczepić?

Tak. Uważam, że wolność każdego z nas kończy się tam, gdzie zaczynają się prawa drugiego człowieka.

Są wśród nas osoby, które nie mogą być zaszczepione i takie, na które szczepionka nie zadziała. Na przykład osoby po przeszczepach, w trakcie leczenia pewnych przewlekłych chorób, np. chorób onkologicznych itp. Jeśli postąpimy solidarnie, czyli zaszczepią się wszyscy, którzy mogą, zmniejszy się prawdopodobieństwo przeniesienia wirusa. Mniej będzie też kolejnych mutacji. To ochroni nie tylko zaszczepionych (szczepienia nie chronią w pełni przed zachorowaniem, ale w dużej mierze przed ciężkim przebiegiem choroby), ale również tych, którzy sami nie mogą się ochronić szczepieniem. My wszyscy powinniśmy dbać nie tylko o siebie, ale przede wszystkim o najsłabszych spośród nas.

 

 

Prof. dr hab. Jacek Kubica – lekarz, klinicysta, kierownik Katedry Kardiologii i Chorób Wewnętrznych CM UMK, Prorektor ds. Badań Naukowych UMK (w latach 2016-2020). Zajmuje się kardiologią interwencyjną, leczeniem chorych z ostrymi zespołami wieńcowymi oraz niewydolnością serca. Autor licznych publikacji naukowych.

W czasie pandemii kierował jednym z oddziałów covidowych w Szpital Uniwersyteckim nr 1 im. dr. A. Jurasza w Bydgoszczy.