Wywiad tygodnia

Ryszard Częstochowski
Ryszard Częstochowski, fot. Mikołaj Kuras

Depenalizować, nie legalizować

Rozmowa z Ryszardem Częstochowskim, bydgoskim pisarzem i terapeutą uzależnień, który 30 lat temu założył pierwszą na ziemiach obecnego województwa kujawsko-pomorskiego poradnię dla uzależnionych od narkotyków, odznaczonym 8 września 2015 Medalem Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego Unitas Durat Palatinatus Cuiaviano-Pomeraniensis

 

Na początek serdeczne gratulacje – Medal Unitas Durat przyznawany jest postaciom szczególnie zasłużonym dla regionu. Czym jest dla pana ten widomy dowód doceniania pańskiej działalności?

 

Monarowi i walce z narkomanią poświęciłem życie, trochę istnień swoją pracą terapeutyczną ocaliłem od śmierci. Mędrcy powiadają: kto ratuje jedno życie, ten ratuje cały świat. To piękny symbol i podsumowanie mojej zawodowej kariery, która – nie ma co się oszukiwać – dobiega końca. Mój mentor, psycholog Marek Kotański, odszedł od nas 19 sierpnia 2002 roku w wieku zaledwie 60 lat. Osiągnął wszystko co dobrego można, jednak przypłacił to kilkoma zawałami. Właśnie nieuchronnie zbliżam się do jego wieku. Mogę się czuć człowiekiem spełnionym, ale niedosyt jest, bo narkomania dochodzi do apogeum.

 Ryszard Częstochowski

Założona przez pana poradnia Monaru funkcjonuje od 30 lat. Jak zmieniała się w tym czasie dynamika narkomanii? Czym różni się obecny podopieczny Monaru od poprzednika sprzed ponad ćwierćwiecza?

 

To jest temat na wykład, ale ja odpowiem w kilku zdaniach. Narkomania lat 80-tych i obecna to kompletnie inne światy. Gdy na polecenie Kotana [Marka Kotańskiego – red. Wywiadu tygodnia] przyjechałem do naszego województwa w roku 1985 aby założyć poradnię Monaru było tu ledwo kilkuset narkomanów, i to głównie opiatowców, biorących tak zwaną polską heroinę czyli „kompot”, produkowany ze słomy makowej w domowych kuchniach. Bydgoszcz, Toruń, Grudziądz, Inowrocław to były jedyne miasta, w których występował ten problem.

 

Kilka lat potem wybuchła epidemia  HIV/AIDS i zaczęła się histeria, ponieważ z tymi chorymi nikt oprócz nas nie chciał się stykać. Zaczęła się panika, ci biedni ludzie zetknęli się z niewiedzą i nietolerancją społeczeństwa, a ja im podawałem rękę. Jak widać, nic mi się nie stało. Ostracyzm społeczny wynikał ze strachu, terapeuci Monaru urośli do rangi bohaterów.

 

Dzisiaj prawie nie ma pacjentów uzależnionych od heroiny dożylnej, ale generalnie liczba uzależnionych od narkotyków wzrosła straszliwie. Szacuje się, że w samej tylko Bydgoszczy jest 5 tysięcy konsumentów amfetaminy, marihuany, kokainy i, ostatnio najokropniejszych, dopalaczy. Można powiedzieć: pandemonium. Kiedyś był to problem tylko zbuntowanej młodzieży. Dzisiaj najgorsze jest to, że do poradni trafiają także ludzie dorośli, którzy publicznie funkcjonują jako biznesmeni, sklepikarze, restauratorzy, urzędnicy, kucharze, menadżerowie, kierowcy, a zdarzają się lekarz, nauczyciel, no i sporo studentów różnych kierunków. Narkotyk stał się powszechny.

 Ryszard Częstochowski

Z czym borykają się współcześni terapeuci uzależnień? Jakich instrumentów – prawnych, medycznych, funkcjonalnych – potrzebujecie?

 

Współczesny terapeuta boryka się z niewiedzą i obojętnością społeczną. 30 lat temu, gdy otwierałem w Bydgoszczy Monar, mnie to nie dziwiło, bo to były pionierskie czasy. Ale po tylu latach nie jest lepiej. Nie zrobiono wystarczająco dużo w szkołach i w rodzinach aby wyedukować każdego w temacie narkomania. Środowisko terapeutów jest małe i tak naprawdę dość wyalienowane. Nikt się nie troszczy o tę grupę zawodową – ani o godziwe zarobki, ani o stan psychiczny ludzi którzy, wchodząc głęboko w problemy życiowe pacjentów, pracują de facto całą dobę. Tu nie da się zamknąć drzwi i przejść w sferę prywatną. Wielu moich znajomych odeszło z zawodu, często na intratne stanowiska lub założyło prywatne gabinety.

 

Od dawna powinno się też wprowadzić, tak w przypadku nauczycieli, roczny płatny urlop dla ratowania zdrowia – aby ludzie, którzy wyeksploatowują się w pracy na rzecz innych naładowali baterie.

 

Czy obecne boje o legalizację niektórych narkotyków to właściwy kierunek? Co pan o tym sądzi?

 

Legalizacja narkotyków byłaby błędem podobnym jak legalizacja alkoholu. Należy natomiast depenalizować. Narkoman nie powinien podlegać karze za posiadanie narkotyku, ale powinno się stworzyć narzędzia presji żeby podejmował terapię. To nie powinna być domena prawa, ale zdrowia. Należ pomagać chorym, a nie zamykać ich do więzienia. Zjawisko narkomanii należy zwalczać, ale narkomanowi należ podać rękę i motywować go do zmiany.

 

Wiele jest też do zrobienia w strefie społecznej – nastawiliśmy świat na rywalizację, merkantylizm i klasyczny „wyścig szczurów”, a nie na współpracę. Rodzina nie jest już ostoją i oazą. Nie każdy może być pierwszy, bogaty i piękny, a tego ludzi nikt nie uczy. Ludzie nie mają narzędzi obrony przed stresem, a to rodzi frustracje i ucieczkę m.in  w narkotyki, które dają ulgę i ułudę szczęścia. 

 

 

 

11 września 2015 r.